-
Mary się o ciebie martwi- Henry zaczepił ją po lekcjach na korytarzu i
odciągnął na bok. Tak żeby nikt inny nie mógł ich usłyszeć.
-
O ciebie też- stwierdziła Alice. Nie chciała znowu kłamać, ale nie miała też
ochoty nikomu się tłumaczyć.
-
Myślimy, że może chodzić o mojego brata- chłopak zignorował jej oschłą
odpowiedź.
-
Dajcie wy mi święty spokój- zezłościła się szatynka. Zostawiła lekko
zaskoczonego Henry’ego samego i uciekła.
Zamiast udać się do swojego pokoju,
postanowiła wpaść do Tylera. Zapukała i kiedy usłyszała krótkie „proszę”
wsunęła się do środka.
-
Mam tego dosyć. Wszyscy próbują mi uświadomić, jak bardzo zły jesteś. Nikt nie
rozumie, że…- o mały włos nie powiedziała, że go kocha- Że może mi na tobie
zależeć- zakończyła szybko. Rzuciła się bezradnie na jego łóżko.
-
Zawsze możemy wyznać prawdę- zauważył. Położył się obok niej i chwycił ją za
rękę.
-
Rozpętamy burzę. Chyba to nie jest najlepsze wyjście- dziewczyna przygryzła
wargę.
-
Zrobimy, jak zechcesz. Nie interesuje mnie zdanie innych. Dla mnie liczysz się
ty- Tyler ścisnął mocniej jej dłoń i pocałował ją delikatnie w policzek.
-
Czy to nie jest dziwne?- spytała.
-
Nie rozumiem, o co ci chodzi- przyznał.
-
Dlaczego zainteresowałeś się akurat mną? Jak to możliwe, że wybrałeś osobę,
która wystawia cię za każdym razem na pokusę?- Alice podniosła się i usiadła.
Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękoma. Męczyła ją ta niepewność.
-
Jesteś inna niż wszyscy. Ty jako jedyna nie zostawiłaś mnie, kiedy kazałem ci
odejść, kiedy o mały włos cię nie zamordowałem. Walczyłaś o mnie i się nie
poddałaś. Równie dobrze, to ja mogę ci się zapytać, dlaczego?- usiadł obok i
spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.
-
Ja… właściwie to nie wiem- wyszeptała. On miał rację.
-
Ja też nie wiem, ale wiem, że nie chcę żeby stało ci się coś złego, żebyś
cierpiała- objął ją ramieniem.
-
Czemu nie jesteś taki przy innych?- westchnęła.
-
Czy wtedy w ogóle zwróciłabyś na mnie uwagę? Czy gdyby nie moje zaczepki,
głupie komentarze, miałbym w ogóle jakąkolwiek szansę?- spytał. W jego głosie
było słychać lekkie zniecierpliwienie.
-
Chyba… nie- przyznała. Dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedziała. To
nie było wyznanie, o którym marzył. Akurat tego mogła być pewna.
-
No, więc widzisz- mruknął. Wziął rękę i spuścił głowę.
-
A czy ty zwróciłbyś na mnie uwagę, gdybym nie była bardziej ludzka?- spytała
go. Podniósł niechętnie głowę.
-
Nie- odparł. Ją też jego odpowiedź zabolała, ale nie było innej możliwości.
Gdyby nie ich specyfika, nigdy nie byliby teraz ze sobą…
*
* *
-
Mary, wychodzę. Wrócę późno, nie martw się- Alice uśmiechnęła się do koleżanki.
-
A gdzie idziesz?- blondynka najwyraźniej nie miała zamiaru słuchać
przyjaciółki.
-
Mam coś do załatwienia- mruknęła wymijająco i wyszła z pokoju.
Wiedziała,
że sprawia ból współlokatorce, ale nie miała ochoty teraz się tym przejmować. Była
umówiona na pierwszą randkę z Tylerem i nie mogła się już doczekać.
Wyszła na dwór i skierowała swoje kroki ku
bramie. O tej godzinie strażnicy pozwalali uczniom opuścić mury szkolne i udać się
do najbliższego miasta. Oczywiście pod warunkiem, że wrócą do dwudziestej
drugiej.
Alice wyszła na drogę bez żadnych problemów. Nikt
jej nie zatrzymał ani nic. Po chwili dołączył do niej Tyler.
Złapał ją za rękę i zaprowadził kawałek w las.
-
Co się dzieje?- przestraszyła się dziewczyna.
-
Wszystko w porządku. Po prostu chciałem zrobić to- wyjaśnił i pocałował ją. Szatynka
nie oponowała.
Po kilku sekundach oderwali się od siebie i
wrócili na drogę. Na szczęście nikogo nie dostrzegli.
-
To gdzie idziemy?- spytała Alice. Była bardzo ciekawa, co Tyler mógł wymyślić
na ich pierwszą randkę.
-
Zobaczysz- mruknął tajemniczo…
*
* *
-
No nie wierzę- śmiała się Alice- Ty byłeś klasowym frajerem w podstawówce?- z
oczu zaczęły wypływać jej łzy.
-
Hahaha… Owszem, ale za to ty od małego jest superpopularna, co nie?- prychnął. Siedzieli
w restauracji i czekali na główne danie. W tym czasie Tyler opowiedział
dziewczynie o swoim dzieciństwie. Okazało się, że dawniej był pośmiewiskiem.
-
Eeee…. Właściwie to tak- przytaknęła. Otarła łzy i spojrzała na niego.
-
Czemu mi się przyglądać? Już nim nie jestem- warknął. Założył ramię na ramię i
odwrócił głowę.
-
Ale ciągle jesteś tak samo słodki- odparła. Uśmiechnęła się do niego.
-
Nie nabiorę się na to- stwierdził.
-
A na to?- spytała. Podniosła się z krzesła, podeszła do niego i pocałowała go w
policzek.
-
Tylko tyle?- zrobił smutną minę, ale dziewczyna już usiadła z powrotem.
-
Na razie- powiedziała i wyszczerzyła się do niego.
-
Tyler? Stary to ty?- nagle koło ich stolika zjawił się jakiś koleś. Był dosyć
wysokim i dobrze umięśnionym blondynem.
-
Eee… Mikael?- w głosie bruneta Alice dosłyszała nutkę przerażenia. Czyżby się
jej wstydził?
-
Kopa lat- nowoprzybyły wziął krzesło i przysiadł się do nich.
-
No w sumie to kilka miesięcy- mruknął Tyler. Teraz już wyraźnie było widać jego
zdenerwowanie.
-
To twoja dziewczyna?- Mikael odwrócił się do Alice.
-
Tak- przytaknął zapytany.
-
Mikael- przedstawił się i wyciągnął do niej rękę.
-
Alice- dziewczyna chciała uścisnąć jego dłoń, ale on pocałował ją, niczym jakiś
dżentelmen. Nagle chwycił ją mocniej i w jego oczach szatynka zauważyła
pragnienie i pożądanie.
-
Puść ją- Tyler starał się być spokojny.
-
Ona jest człowiekiem!- krzyknął kolega bruneta.
-
Wampirem- poprawiła go Alice. Próbowała wyrwać rękę, ale nie była w stanie.
Widziała, jak jego kły się obnażają i są coraz bliżej jej nadgarstka.
-
Ona jest ze mną. Masz ją zostawić- rozkazał mu Tyler. Szatynka szarpała się.
-
Stary, przecież to jest nienaturalne. Nakarm się razem ze mną- Mikael odwrócił
na chwilę głowę od Alice i spojrzał na bruneta.
-
Nie mam zamiaru. Zostaw ją- burknął. Jednak i z nim zaczęło się dziać coś
niedobrego. Jego upór najwyraźniej słabł. Podszedł do Alice i odgarnął jej
włosy z karku.
-
Tyler, proszę… Ocknij się- błagała go dziewczyna, ale nic to nie dało. Ani
jeden ani drugi jej nie słyszał.
-
Pijemy za stare, dobre czasy- blondyn uniósł rękę szatynki do ust i zatopił w
jej nadgarstku kły.
Dziewczyna jęknęła, ale o wiele bardziej
zabolało ją ugryzienie w szyję, które chwilę później poczuła.
Myślała, że to już koniec. Cała jej krew była
wysysana z organizmu. Nie była już w stanie walczyć i zemdlała…
*
* *
-
Myślisz, że nie żyje?- Alice ocknęła się i w pierwszej chwili nie mogła sobie
przypomnieć, co się wydarzyło. Jednak po chwili wszystko wróciło. Otwarła
gwałtownie oczy.
Zobaczyła Tylera i Mikaela. Patrzyli na nią.
-
Jest silna- blondyn pokiwał głową z uznaniem- Może jeszcze trochę wypijemy, co?
Oczywiście tak, aby jej nie zabić.
Alice próbowała się podnieść na nogi, ale była
okropnie słaba. Cała szyja ją bolała a na prawej ręce, od wewnętrznej strony
znalazła dwie dziurki po kłach. Z ran ciągle wypływała krew.
-
Jest zbyt słaba- zaprotestował Tyler.
-
Tylko odrobinkę. Powstrzymaj mnie w razie czego. Ona może się przydać. Chyba jeszcze
nigdy nie piłem tak dobrej krwi- Mikael oblizał wargi i uklęknął obok
dziewczyny. Szatynka spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zdobyła się na
ostatni wysiłek i splunęła mu w twarz.
-
Idź do diabła- szepnęła.
-
Jesteśmy nim, Kochana- odparł z uśmiechem. Odchylił jej głowę do tyłu i wbił
się w jej skórę…
Alice wpatrywała się w Tylera, który nic nie
robił i miała ochotę płakać. Ona się w nim zakochała a on i jego kumpel zaraz
ją zabiją… Cóż za ironia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz