piątek, 1 maja 2015

Rozdział 6

- Co ja mam zrobić na tym egzaminie? Pokazać im kły? Tylko to mi wychodzi- jęczała Alice. Była przerażoną myślą o teście.
- Spróbuj coś zrobić. Może dasz radę użyć szybkości, albo siły- zaproponowała Mary. Przerabiały już tę rozmowę z dziesięć razy.
- Nie umiem. Nie potrafię- szatynka ze złością podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju. Czuła się naprawdę źle. Bała się, że zawiedzie siebie, nauczycieli i rodziców. W szczególności ojca, któremu tak bardzo zależało na jej dobrych wynikach.
 Postanowiła spróbować czegoś jeszcze. Zakradła się do kuchni.
 Wzięła jeden z ostrzejszych noży do ręki i przejechała sobie nim po wewnętrznej stronie dłoni.
 Na skórze natychmiast pojawiło się długie nacięcie, z którego zaczęła wypływać krew. Dziewczyna szybko odłożyła nóż i wyszła na korytarz. Weszła do jednej z pustych klas.
 Rana powinna się szybko sama zagoić. Jednak nic z tego. Krew dalej wypływała z jej dłoni.
- Cholera- zacisnęła pięść ze złością.
- Beznadzieja- Tyler stał oparty o drzwi. Wszedł tak bezszelestnie, że nawet nie zauważyła go wcześniej.
- Możesz się już pośmiać. Za dwa dni zostanę wyrzucona ze szkoły- jęknęła. Była zbyt załamana żeby się bronić.
- Poddajesz się? Zabrałaś mi całą frajdę- chłopak zrobił smutną minę.
- Daj mi spokój- warknęła. Chciała wyjść z klasy, ale brunet stał jej na drodze.
- Zrób coś żeby mnie zmusić, dalej- założył ramię na ramię i wpatrywał się w nią uporczywie.
- Co? Chcesz mi pomóc?- szatynka spojrzała na niego zaskoczona.
- Aż tak ciężko to zrozumieć?- przewrócił oczami.
- Ale dlaczego?- dopytywała się.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie się ze mną kłócił. Nikt inny nie nadaje się do tego- wzruszył ramionami.
- Twoja pomoc nic nie zmieni. Jestem bezużyteczna. Nie mam żadnych umiejętności- Alice odwróciła się do niego plecami.
- Co się z tobą stało? Weź się w garść, Słoneczko. Coś wykombinujemy- obiecał- Dalej. Uderz mnie- rozkazał. Dziewczyna natychmiast spojrzała na niego. Nie wyglądał, jakby miał żartować.
- Mam cię uderzyć?- upewniła się.
- Tak. Najmocniej jak potrafisz- pouczył ją.
- Nie będę się z tobą biła- zaprotestowała. Chłopak w ciągu sekundy znalazł się przed nią i popchnął ją mocno. Upadła na podłogę.
- Oszalałeś?- krzyknęła oburzona Alice.
- Rusz się, bo zrobię to jeszcze raz- zagroził jej.
 Szatynka szybko podniosła się na nogi. Nie wiedziała co ma robić. Zaatakować go? Z łatwością ją pokona.
- Słoneczko, zaczynam się niecierpliwić- chłopak uniósł brwi wysoko.
- Nie nazywaj mnie Słoneczkiem- odparowała ze złością. Poczuła nagły przypływ mocy. Z całej siły pchnęła go i brunet wpadł na ławkę, która w jednym momencie rozpadła się na części. Tyler wylądował na podłodze.
- Przepraszam! Ja nie chciałam- Alice rzuciła się żeby mu pomóc.
- Oto mi chodziło, Słoneczko- uśmiechnął się.
- Jesteś idiotą- warknęła oburzona dziewczyna. 
- Dzięki mnie zdasz ten egzamin- stwierdził bezczelnie. Podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie.
- Jeszcze tego nie zrobiłam. Wiele rzeczy może się wydarzyć do pojutrza- zauważyła.
- Jeśli chcesz szybciej rozwinąć umiejętności powinnaś zacząć pić ludzką krew- zmienił temat. Alice zauważyła, że bacznie jej się przygląda.
- Co? Przecież zabronili nam dopóki nie przedstawią wszystkich szczegółów- przypomniała mu.
- Zakazy zawsze dotyczą najlepszych rzeczy- wzruszył ramionami.
- A ty piłeś już krew od kogoś żywego?- spytała niepewnie.
- To wbrew pozorom nie jest proste pytanie. Kiedyś ci wyjaśnię- uśmiechnął się tajemniczo.
- To może mi powiesz, dlaczego próbowałeś mnie zabić- zaproponowała Alice. Tyler momentalnie zbladł.
- Alice, proszę… Nie mogę o tym rozmawiać- chłopak zaczął kręcić głową. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Skoro nie chcesz. Chyba muszę już lecieć- mruknęła chłodno dziewczyna. Nie miała dłużej ochoty na tę rozmowę.
 Nagle brunet znalazł się tuż przed nią. Szatynka chciała się cofnąć, ale on chwycił ją w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.
 Alice poczuła się, jakby znalazła się w niebie. Wiele można było zarzucić temu chłopakowi, ale nie to, że źle całuje.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytała, kiedy w końcu oderwali się od siebie.
- Bo miałem taką ochotę- uśmiechnął się. Sekundę później już nie było go w klasie…..
* * *
 Alice weszła do jadalni i już na wejściu usłyszała śmiech.
- Jak tam potrafisz coś więcej niż pokazać kły?- zawołał w jej kierunku jakiś chłopak..
- Tylko się nie popłacz- dodała inna dziewczyna.
Alice spojrzała na nich. Był wśród nich Tyler a na jego twarzy gościł cwany uśmieszek.
Szatynka poczuła się, jakby ją uderzono w twarz. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia. Nagle koś zagrodził jej drogę. Był to wysoki chłopak, starszy od niej.
- Może potrzebujesz pomocy, co mała?- zapytał- Mógłbym nauczyć cię, jak się całować- zaproponował.
- Świnia- warknęła ze złością. Ominęła go i wybiegła z jadalni.
 Jak mogła być taka głupia? Wszyscy ostrzegali ją przed Tylerem a ona dała mu się wykorzystać. Zrobił z niej idiotkę przed całą szkołą.
 Wyszła na dziedziniec. Czuła, że policzki jej płoną ze wstydu. Wydawało jej się, że już wszyscy wiedzą. Że już wszyscy się z niej śmieją.
 Wskoczyła na schody prowadzące na mury. Dopiero na górze odetchnęła. Usiadła pomiędzy blankami. Przerzuciła nogi na drugą stronę.
 Z oczu zaczęły wypływać jej łzy. Nie umiała ich powstrzymać.
- Jestem kompletną idiotką- szepnęła do siebie. Przytuliła twarz do chłodnej cegły. Była okropnie samotna. Chciała bardzo znaleźć się teraz w domu. Położyć się w swoim łóżku i zasnąć.
 Mimowolnie dostrzegła, że księżyc jest dzisiaj w pełni. Wyglądał, jakby był trzy razy większy niż normalnie.
 Nagle tuż pod murem coś się poruszyło. Z tej wysokości nie była w stanie stwierdzić, co ale widziała wyraźnie, że kręciło się pod murem.
 Wychyliła się jeszcze bardziej i wtedy ujrzała parę zielonych ślepi. Były mrużone i wydawało jej się, że to coś jest wściekłe.
 Zanim jednak zdążyła się dokładniej przyjrzeć zwierzę uciekło…
* * *
- Alice, ogarnęłaś coś na ten egzamin?- zapytała Mary, kiedy tylko szatynka weszła do pokoju.
- Nie martw się- odparła dziewczyna. Pytanie koleżanki przypomniało jej o tym, jak wykorzystał ja Tyler.
- Co potrafisz?- blondynka nie dawała za wygraną.
- Spójrz- Alice z całą złością uderzyła w swoją sztalugę. Wcześniej chciała coś rysować, ale teraz nie miało to znaczenia. Drewniana konstrukcja rozpadła się na drobne kawałeczki.
- Ok. W takim razie cieszę się bardzo- zdołała w końcu wykrztusić z siebie Mary.

 Alice nie odpowiedziała. Wzięła ręcznik i poszła do łazienki. Miała nadzieję, że już nie spotka dzisiaj Tylera. Wyjątkowo się nie pomyliła…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz