- Co ja mam zrobić na tym
egzaminie? Pokazać im kły? Tylko to mi wychodzi- jęczała Alice. Była przerażoną
myślą o teście.
- Spróbuj coś zrobić. Może
dasz radę użyć szybkości, albo siły- zaproponowała Mary. Przerabiały już tę
rozmowę z dziesięć razy.
- Nie umiem. Nie potrafię-
szatynka ze złością podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju. Czuła się naprawdę
źle. Bała się, że zawiedzie siebie, nauczycieli i rodziców. W szczególności
ojca, któremu tak bardzo zależało na jej dobrych wynikach.
Postanowiła spróbować czegoś jeszcze. Zakradła
się do kuchni.
Wzięła jeden z ostrzejszych noży do ręki i
przejechała sobie nim po wewnętrznej stronie dłoni.
Na skórze natychmiast pojawiło się długie
nacięcie, z którego zaczęła wypływać krew. Dziewczyna szybko odłożyła nóż i
wyszła na korytarz. Weszła do jednej z pustych klas.
Rana powinna się szybko sama zagoić. Jednak
nic z tego. Krew dalej wypływała z jej dłoni.
- Cholera- zacisnęła pięść
ze złością.
- Beznadzieja- Tyler stał
oparty o drzwi. Wszedł tak bezszelestnie, że nawet nie zauważyła go wcześniej.
- Możesz się już pośmiać. Za
dwa dni zostanę wyrzucona ze szkoły- jęknęła. Była zbyt załamana żeby się
bronić.
- Poddajesz się? Zabrałaś mi
całą frajdę- chłopak zrobił smutną minę.
- Daj mi spokój- warknęła.
Chciała wyjść z klasy, ale brunet stał jej na drodze.
- Zrób coś żeby mnie zmusić,
dalej- założył ramię na ramię i wpatrywał się w nią uporczywie.
- Co? Chcesz mi pomóc?-
szatynka spojrzała na niego zaskoczona.
- Aż tak ciężko to
zrozumieć?- przewrócił oczami.
- Ale dlaczego?- dopytywała
się.
- Potrzebuję kogoś, kto
będzie się ze mną kłócił. Nikt inny nie nadaje się do tego- wzruszył ramionami.
- Twoja pomoc nic nie
zmieni. Jestem bezużyteczna. Nie mam żadnych umiejętności- Alice odwróciła się
do niego plecami.
- Co się z tobą stało? Weź
się w garść, Słoneczko. Coś wykombinujemy- obiecał- Dalej. Uderz mnie-
rozkazał. Dziewczyna natychmiast spojrzała na niego. Nie wyglądał, jakby miał
żartować.
- Mam cię uderzyć?- upewniła
się.
- Tak. Najmocniej jak
potrafisz- pouczył ją.
- Nie będę się z tobą biła-
zaprotestowała. Chłopak w ciągu sekundy znalazł się przed nią i popchnął ją
mocno. Upadła na podłogę.
- Oszalałeś?- krzyknęła
oburzona Alice.
- Rusz się, bo zrobię to
jeszcze raz- zagroził jej.
Szatynka szybko podniosła się na nogi. Nie
wiedziała co ma robić. Zaatakować go? Z łatwością ją pokona.
- Słoneczko, zaczynam się
niecierpliwić- chłopak uniósł brwi wysoko.
- Nie nazywaj mnie
Słoneczkiem- odparowała ze złością. Poczuła nagły przypływ mocy. Z całej siły
pchnęła go i brunet wpadł na ławkę, która w jednym momencie rozpadła się na
części. Tyler wylądował na podłodze.
- Przepraszam! Ja nie
chciałam- Alice rzuciła się żeby mu pomóc.
- Oto mi chodziło,
Słoneczko- uśmiechnął się.
- Jesteś idiotą- warknęła
oburzona dziewczyna.
- Dzięki mnie zdasz ten egzamin-
stwierdził bezczelnie. Podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie.
- Jeszcze tego nie zrobiłam.
Wiele rzeczy może się wydarzyć do pojutrza- zauważyła.
- Jeśli chcesz szybciej
rozwinąć umiejętności powinnaś zacząć pić ludzką krew- zmienił temat. Alice
zauważyła, że bacznie jej się przygląda.
- Co? Przecież zabronili nam
dopóki nie przedstawią wszystkich szczegółów- przypomniała mu.
- Zakazy zawsze dotyczą
najlepszych rzeczy- wzruszył ramionami.
- A ty piłeś już krew od
kogoś żywego?- spytała niepewnie.
- To wbrew pozorom nie jest
proste pytanie. Kiedyś ci wyjaśnię- uśmiechnął się tajemniczo.
- To może mi powiesz,
dlaczego próbowałeś mnie zabić- zaproponowała Alice. Tyler momentalnie zbladł.
- Alice, proszę… Nie mogę o
tym rozmawiać- chłopak zaczął kręcić głową. Na jego twarzy malowało się
przerażenie.
- Skoro nie chcesz. Chyba
muszę już lecieć- mruknęła chłodno dziewczyna. Nie miała dłużej ochoty na tę
rozmowę.
Nagle brunet znalazł się tuż przed nią.
Szatynka chciała się cofnąć, ale on chwycił ją w pasie, przyciągnął do siebie i
pocałował.
Alice poczuła się, jakby znalazła się w
niebie. Wiele można było zarzucić temu chłopakowi, ale nie to, że źle całuje.
- Dlaczego to zrobiłeś?-
zapytała, kiedy w końcu oderwali się od siebie.
- Bo miałem taką ochotę-
uśmiechnął się. Sekundę później już nie było go w klasie…..
* * *
Alice weszła do jadalni i już na wejściu
usłyszała śmiech.
- Jak tam potrafisz coś
więcej niż pokazać kły?- zawołał w jej kierunku jakiś chłopak..
- Tylko się nie popłacz-
dodała inna dziewczyna.
Alice spojrzała na nich. Był
wśród nich Tyler a na jego twarzy gościł cwany uśmieszek.
Szatynka poczuła się, jakby
ją uderzono w twarz. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia.
Nagle koś zagrodził jej drogę. Był to wysoki chłopak, starszy od niej.
- Może potrzebujesz pomocy,
co mała?- zapytał- Mógłbym nauczyć cię, jak się całować- zaproponował.
- Świnia- warknęła ze
złością. Ominęła go i wybiegła z jadalni.
Jak mogła być taka głupia? Wszyscy ostrzegali
ją przed Tylerem a ona dała mu się wykorzystać. Zrobił z niej idiotkę przed
całą szkołą.
Wyszła na dziedziniec. Czuła, że policzki jej
płoną ze wstydu. Wydawało jej się, że już wszyscy wiedzą. Że już wszyscy się z
niej śmieją.
Wskoczyła na schody prowadzące na mury. Dopiero
na górze odetchnęła. Usiadła pomiędzy blankami. Przerzuciła nogi na drugą
stronę.
Z oczu zaczęły wypływać jej łzy. Nie umiała
ich powstrzymać.
- Jestem kompletną idiotką-
szepnęła do siebie. Przytuliła twarz do chłodnej cegły. Była okropnie samotna. Chciała
bardzo znaleźć się teraz w domu. Położyć się w swoim łóżku i zasnąć.
Mimowolnie dostrzegła, że księżyc jest dzisiaj
w pełni. Wyglądał, jakby był trzy razy większy niż normalnie.
Nagle tuż pod murem coś się poruszyło. Z tej
wysokości nie była w stanie stwierdzić, co ale widziała wyraźnie, że kręciło
się pod murem.
Wychyliła się jeszcze bardziej i wtedy ujrzała
parę zielonych ślepi. Były mrużone i wydawało jej się, że to coś jest wściekłe.
Zanim jednak zdążyła się dokładniej przyjrzeć
zwierzę uciekło…
* * *
- Alice, ogarnęłaś coś na
ten egzamin?- zapytała Mary, kiedy tylko szatynka weszła do pokoju.
- Nie martw się- odparła
dziewczyna. Pytanie koleżanki przypomniało jej o tym, jak wykorzystał ja Tyler.
- Co potrafisz?- blondynka
nie dawała za wygraną.
- Spójrz- Alice z całą
złością uderzyła w swoją sztalugę. Wcześniej chciała coś rysować, ale teraz nie
miało to znaczenia. Drewniana konstrukcja rozpadła się na drobne kawałeczki.
- Ok. W takim razie cieszę
się bardzo- zdołała w końcu wykrztusić z siebie Mary.
Alice nie odpowiedziała. Wzięła ręcznik i
poszła do łazienki. Miała nadzieję, że już nie spotka dzisiaj Tylera. Wyjątkowo
się nie pomyliła…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz