Alice obudziła się i przez chwilę pozostała w
łóżku. Nie miała ochoty wstawać. Była sobota, jej urodziny. Kończyła dzisiaj
szesnaście lat.
Odetchnęła z zadowoleniem. Czuła się bardzo
dorosła. Skoczyła na równe nogi. Szybko narzuciła na siebie jakieś ciuchy i
zbiegła ze schodów. Niestety przeliczyła swoje możliwości i potknęła się.
Poleciała do przodu. Niechybnie cała by się połamała, gdyby nie salto, które
zrobiła. Wylądowała na stopach. Nawet się nie zachwiała.
- Coraz bardziej przypomina
ciebie- zauważyła pochmurnym głosem matka dziewczyny.
- Czy to źle?- uśmiechnął
się przekornie mąż kobiety.
Alice podbiegła do rodziców.
Nie zastanawiała się, jak udało jej się
uratować przed upadkiem. To nie była pierwsza taka sytuacja w jej życiu.
- Najlepszego Słonko-
powiedziała pani Blake i pocałowała córkę w policzek.
- Dzięki mamo- brunetka
obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
Jej rodzice zbledli. W końcu pan Blake zdołał
wykrztusić.
- Siadaj Kochanie. Musimy ci
o czymś powiedzieć- zaczął. Alice spojrzała na niego z ciekawością- Mam
nadzieję, że nie będziesz zbytnio się gniewać, że nas nie znienawidzisz-
mruknął.
- Nie mogłabym. Jesteście
moimi rodzicami. Kocham was- zaprotestowała dziewczyna.
- Powiem to w najprostszy
sposób jaki umiem. Otóż nie jesteś zwykłym człowiekiem. Nie raz słyszałaś o
nadludzkich istotach, jak wampiry czy wilkołaki. To wszystko prawda. My
należymy do zimnych istot- Alice zamurowało. Miała nadzieję, że to jakiś żart-
Nie mogliśmy wcześniej ci powiedzieć. Takie są zasady. Wampir w swoje szesnaste
urodziny dowiaduje się o dziedzictwie i o przyjęciu do szkoły.
- Jakiej szkoły?-
wykrztusiła z siebie brunetka.
- W której nauczą cię, jak
to wszystko kontrolować. Najbliższe cztery lata to będzie dla ciebie okres
wielu zmian. Pomogą ci z nimi- wytłumaczyła pani Blake.
- Ale… Jak to możliwe? To
nie jest jakiś żart?- spytała błagalnie.
- Nie. Nie martw się. Na
pewno ci się tam spodoba. Poznasz ludzi takich, jak ty- obiecała mama
dziewczyny z ciepłym uśmiechem.
- Musimy przygotować cię do
wyjazdu. Szkoła zaczyna się za dwa dni. Wrócisz dopiero na święta- ojciec miał
niezbyt wesołą minę.
- Jak ja mam się tam
dostać?- zainteresowała się Alice. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej.
- Pojedziesz pociągiem.
Podróż trwa trzy godziny- odparł mężczyzna.
- To bierzmy się za
przygotowywania…- westchnęła dziewczyna.
Pogodziła się z tym co nieuniknione. Zawsze
tak robiła. Po co rozczulać się nad czymś, kiedy można znaleźć jakieś pozytywy.
Czeka na nią w końcu przygoda….
* * *
Alice trzęsła się z zimna w cienkim
płaszczyku. Trzymała w dłoni rączkę od walizki na kółkach. Wiedziała, że
rodzice zaraz ją opuszczą. Bała się tego. Nikogo nie znała z nowej szkoły.
- Uczniów prosimy o dobrnie
się w czwórki a rodziców o opuszczenie peronu- odezwał się głos z radiowęzła-
Możecie wchodzić do pociągu.
- Pa Kochanie. Dasz sobie
radę- mama dziewczyny ze łzami w oczach pocałowała ją w policzek i mocno
przytuliła do siebie.
- Powodzenia Mała- ojciec
starał się pokazać, jak to po nim spływa, ale nie umiał. To była jego mała
córeczka i miał jej nie zobaczyć przez następne pół roku.
- Nie martwcie się- Alice
posłała im jeszcze jeden uśmiech i podeszła bliżej do pociągu. Rozejrzała się
niespokojnie. Wielu uczniów miało już swoje czwórki. Bała się, że zostanie sama
i przydzielą ją do kogoś, kiedy nagle usłyszała miły i sympatyczny głos przy
uchu.
- Cześć. Szukasz chętnych do
przedziału?- Alice odwróciła się i dostrzegła szczupłą, bardzo ładną blondynkę.
- Oszem. Rozumiem, że ty
też- brunetka odwzajemniła uśmiech.
- Zgadza się. Chodźmy zająć
jakiś wolny przedział- nowa znajoma kiwnęła głową i pierwsza weszła do pociągu.
Po chwili obie siedziały samotnie w
przestronnym pomieszczeniu.
- Brakuje dwóch osób-
zauważyła Alice.
- Zaraz przyjdą tu moi kumple.
Na pewno ich polubisz- zapewniła ją nowo poznana dziewczyna.
- Tak w ogóle to mam na imię
Alice- zreflektowała się brunetka.
- Mary- blondynka uścisnęła
wyciągniętą dłoń.
- Tu jesteś Mary- do
przedziału wszedł wysoki, dobrze zbudowany szatyn. Wyglądał na całkiem
sympatycznego.
- Znalazła się w końcu
zguba- za nim wkroczył rudowłosy chudzielec w okularach.
- A kto to jest?-
zainteresował się pierwszy z nich, kiedy już zajął miejsce obok Mary.
- Alice- Henry, Henry-
Alice- przedstawiła ich sobie blondynka- Alice- Bob, Bob- Alice- zakończyła
prezentację.
- Miło poznać- powiedzieli
jednocześnie chłopacy. Brunetka uśmiechnęła się do nich lekko.
- Mary, jak tam wakacje?-
zagadnął Henry.
- Spoko, ale nie tak fajne
jak te zeszłoroczne- blondynka zrobiła się cała czerwona.
- I wzajemnie- odparł
szatyn. Cały czas wpatrywał się w dziewczynę, jak w obrazek.
- Eeee… Nie chcę być
wścibska, ani nic, ale czy wy ze sobą flirtujecie?- wypaliła Alice. Jakoś nie
wiedziała, dlaczego nie powinna o to zapytać.
- Mówię im to od dawna, ale
oni udają, że nie!- zaczął się śmiać Bob. W tym momencie pociąg ruszył a drzwi
od przedziału otwarły się.
Alice spojrzała, co za intruz ich odwiedził i
skamieniała. Jaki on był przystojny… Miał brązowe, rozwiane włosy doskonale
pasujące do zawadiackiego wyrazu twarzy i głębokich oczu. Wyglądał niczym jakiś
aktor, albo i nawet lepiej.
Alice zdała sobie sprawę, że
się na niego gapi z otwartymi ustami.
- No, no, no… Kogo my tu
mamy?- drwiący ton głosu nowoprzybyłego sprowadził ją z powrotem na ziemię.
- Wyjdź stąd Tyler. Nie ma
miejsca dla ciebie- Henry podniósł się z siedzenia i stanął twarzą w twarz
przystojniakiem.
- Uspokój się Młody. Nie
zrobię ci krzywdy. Ale tej tutaj nie znam- mówiąc to wskazał na Alice, która
pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia zrobiła się cała czerwona.
- Odczep się od nas- Bob
poparł swojego przyjaciela.
- Kim jesteś?- chłopak nie
zważał na protesty pozostałych i wszedł do przedziału.
- Alice- burknęła
dziewczyna. Ten typ lekko ją rozdrażnił.
- Tyler, ale bądź trochę
milsza. Mogę wybrać, czy uprzykrzyć ci życie, czy dać spokój- powiedział z
głupkowatym uśmiechem.
- Najlepiej to zrobisz wynosząc
się stąd- warknęła już całkowicie zdenerwowana szatynka.
- Czy ty wiesz, z kim
rozmawiasz?- mina nieco zrzedła przystojniakowi.
- Z tego co mi wiadomo to z napuszonym
dupkiem o wybujałym ego- odparła niewinnie.
- Jeszcze tego pożałujesz-
obiecał Tyler i wyszedł.
- Gratulację. Temperamentna
jesteś- zaśmiał się Henry. Cała trójka przyglądała jej się z podziwem.
- Trzeba umieć radzić sobie
z takimi, jak on- wzruszyła ramionami lekko zmieszana Alice- Kto to tak
właściwie był?- zainteresowała się.
- Tyler jest moim o rok
starszym bratem. Idiota jakich mało- wyjaśnił szatyn.
- Współczuję- dziewczyna pokiwała
głową.
- Myśli, że wszystkie
dziewczyny mogą być jego. Jeśli on tego zechce, to żadna mu się nie oprze-
dodała Mary, rumieniąc się.
- Skąd go znacie?-
dopytywała się Alice.
- Byliśmy we czwórkę na obozie
rok temu. Złamał tyle serc, że chwali się tym do dzisiaj- Bob przewrócił
oczami.
- Zaraz będziemy na miejscu.
Pora się szykować- zauważył Henry.
Alice przygryzła wargę. Chciała nie myśleć o
Tylerze, ale nie potrafiła. Miała cały czas jego przystojną twarz przed oczami.
Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Postanowiła dowiedzieć się, co…